Możesz jechać na urlop z wypchaną walizką i wygrzewać się przy basenie, szaleć w aquaparkach, spacerować po nadmorskich kurortach, zgłębiać historię w miejscowych muzeach, a noce spędzać w dużych, betonowych hotelach, ale możesz też z plecakiem przemierzać świat w poszukiwaniu autentyczności, możesz pływać tradycyjnymi łódkami od wyspy do wyspy, możesz odkrywać Azję skuterem i motocyklem, możesz spacerować po dżungli, możesz spać na plaży, w namiocie, na łodzi, w gospodarstwie mniejszości etnicznej Hmong czy Yao bądź niewielkich, klimatycznych resortach i bungalowach wśród kokosowych palm...

Możesz wstawać o 2 w nocy tylko po to, aby wspiąć się na szczyt wulkanu i zobaczyć wschód słońca, możesz męczyć się na kajaku tylko po to, aby dopłynąć do jakiejś bezludnej wysepki, możesz skakać z klifów czy zjeżdżać z wodospadów tylko po to, żeby powiedzieć „zrobiłem to”, możesz też tańczyć do rana w blasku księżyca na plaży. I jedna i druga forma jest ok, z tym że pierwsza to tak jakbyś został w domu i oglądał film, a w drugiej jesteś głównym bohaterem tego filmu..